Zabawa jak za dawnych lat czyli silniczek i marker
Dawno temu, część z chłopców miało przedziwną potrzebę rozkręcania wszystkiego co się da. Były to projektory szpulowe, gramofony, walkmany, discmany, radia, komputery, słuchawki i inne elektroniczne urządzenia, które dziś pokryte są kurzem. Tak się czasem działo, że dzieciaki nie mogły wytrzymać i rozkręcały co się da. Niestety bardzo często okazywało się, że nie da się tego skręcić ponownie!
W tamtych czasach były miejsca, gdzie można było naprawić zepsuty sprzęt. Obecnie najczęściej sprzęty, które się psują wyrzucane są na śmieci, bo ani nam nie chce się siedzieć i próbować naprawić, ani nie ma gdzie, bo sama naprawa może sporo kosztować.
Tak właśnie stało się z zabawką mojego syna. Zepsuła się i postanowiłem ją rozkręcić. Może to wydawać się dziwne, ale do tej czynności poprosiłem swojego pięcioletniego syna. Na samym początku jednak wyjaśniłem obszernie na czym ta zabawa będzie polegała. Pokazałem, że można taką zabawkę rozkręcić z uwagi na to, że już nie działa i dzięki temu możemy zobaczyć co jest w środku i z czego się składa. Oczywiście najważniejsze było to, że żadna inna zabawka nie może być rozkręcona bez mojej wiedzy i zgody.
Padło na Radio Fisher Price, którego obrotowa tarcza niestety już nie kontakotwała, muzyczki nie odtwarzały się poprawnie, zatem idealnie nadawało się do rozkręcenia.
Ciekawość małego pięciolatka była olbrzymia, sam wziął się za poszukiwanie odpowiednich wkrętaków i za moją pomocą otworzyliśmy sprzęt i ujrzeliśmy jego wnętrze. Dla maluchów wszystko jest nowe, płytki scalone, potencjometry, tranzystory, wtyki, lutowania, kabelki, głośniki, silniczki etc. Długie chwile spędziliśmy przy omawianiu niektórych z nich, m.in. jak działa głośnik, jak prąd leci z baterii przez cały sprzęt, do czego służy włącznik, przycisk, co to jest bateria i wiele innych…
Za moich czasów kombinowało się z różnymi elementami pozyskanymi z „zepsutych” sprzętów. Najmilej wspominam silniczki, które służyły do wielu dziwnych i zmyślnych kombinacji. Pamiętam, jak zamontowałem żyletkę i obcinałem kartkę, potem trawę, oraz opuszki palców. Wyobrażacie sobie dać teraz dziecku żyletkę zamontowaną na silniczku?
Urwaną kartkę papieru przymocowałem do silniczka, podłączyłem silniczek kabelkami do gniazda baterii z zabawki i zaczęła się magia!
Czary uzyskałem przy pomocy markerów. Zabawa nie miała końca, tworzyliśmy palety kolorystyczne, mieszaliśmy kolory, np. niebieski z żółtym, czerwony z czarnym etc. Na dodatek okazało się, że prostokąt czy trójkąt kręcący się w kółko zawsze będzie tworzył koło. To wszystko było niesamowite dla dziecka!
Niby prosta zabawa a wiele ciekawych „eksperymentów” i doświadczeń przeprowadziliśmy przy okazji zniszczenia zabawki. Moim zdaniem było to świetne doświadczenie dla dziecka, pokazujące, że sprzęty elektroniczne są skomplikowane, składają się z wielu podzespołów. Podczas tej zabawy poruszyliśmy wiele ciekawych tematów, maszyn, technologii, komputerów, prądu, zależności i innych. Taka zabawa utrwala więzi z dzieckiem, bawi i uczy. Nie chodziło mi o zepsucie zabawki i pokazanie dziecku, że można niszczyć. Nie zostało tak to odebrane. Wspólnie spędzony czas bawił i mnie. Poczułem się trochę dzieckiem, dlatego też świetnie dogadywałem się z synem.
Jeśli macie jakieś zabawki, których nie można oddać, naprawić i raczej nadają się na śmietnik, sprawdźcie co jest w środku, pozwólcie dziecku poszaleć z wkrętakiem. Może się okazać, że wspólnie fajnie spędzicie czas, dziecko dowie się nowych rzeczy i będzie to ciekawsze niż oglądanie telewizji.